niedziela, 16 grudnia 2007

Adulruna Rediviva

"El-a'awer. talbis iblis.
Gulshan-i raz. zat-i shaitan."

13.XII - koncert Theriona supportowanego przez The Vision Bleak w krakowskim klubie Studio. Jedna z najlepszych imprez muzycznych, na których byłam, z pewnością warta zarwanej nocki, bliższego spotkania z krakowskim dworcem PKP o 4 nad ranem i wykorzystania paru ostatnich dni urlopu w pracy.



Podróż do Krakowa zapewniła mi PKP Intercity - było w miarę szybko i jak zwykle koszmarnie drogo. A kawę dalej robią słabą. ;) W przedziale 2 zaspanych facetów, jeden laptop i jedna nieco zagubiona niemiecka turystka, która co jakiś czas łamaną angielszczyzną prosiła o wytłumaczenie komunikatów dobywających się z głośników.
Przy okazji stwierdziłam, że jestem uzależniona od konsol - nie zabrałam ze sobą ani DS-a ani PSP, żeby nie narażać sprzętu na zniszczenie, lub zagubienie podczas przechowywania plecaka w szatni na koncercie i żałowałam tego przez całą drogę do Krakowa. Dobrze, że chociaż w telefonie mam Metal Slug 3 Mobile i The Legend of Spyro : A New Beginning, więc mogłam dzięki nim zabić czas w podróży.

Na miejscu czekała zima i labirynt korytarzy i przejść podziemnych prowadzących z Dworca Głównego przez Galerię Krakowską na zewnątrz. Potem już tylko szybki telefon do znajomych, spacer po Rynku i dobry (a do tego tani) obiad w gruzińskiej knajpce. Wychodząc z założenia, że do klubu Studio jest dość blisko, ruszyliśmy w trójkę piechotą w kierunku miasteczka studenckiego AGH, drogę zgubiliśmy tylko raz i po dość długim spacerze dotarliśmy na miejsce. Przed wejściem stał już niewielki tłum, który po kilkunastu minutach, razem z nami, znalazł się wewnątrz. Dalej już tylko standardowa walka o przebicie się do szatni i zdobycie dobrych miejsc na sali. Sam klub zrobił na mnie dobre wrażenie - sporo miejsca i antresola pozwalająca na oglądanie występów z góry, bez konieczności walki z otaczającym morzem ludzi i dająca naprawdę świetny widok na scenę - super.

Niemal równo o godz. 19 na przygotowanej już scenie pojawił się The Vision Bleak - przedstawiciele niemieckiego horror metalu zagrali zaledwie 4 kawałki, w tym moje ulubione Kutulu!. Występ fajny, szkoda tylko, że taki krótki. Miałam nadzieję, że pod nieobecność Sirenii panowie dostaną trochę więcej czasu na zaprezentowanie się polskiej publiczności, ale niestety tak się nie stało. Szkoda, pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś jeszcze ich zobaczę na dłuższym występie, bo warto. W międzyczasie pustawa nieco sala zaczęła się zapełniać ludźmi - do ostatniego miejsca.

Potem przerwa techniczna i na scenie pojawił się w końcu Therion.



Rozpoczęli od mocnego uderzenia - jako pierwsze kawałki zagrali The Rise Of Sodom And Gomorrah oraz Son Of The Sun. Podczas pierwszego na scenie kapeli towarzyszyła (jak i na poprzednim warszawskim koncercie) półnaga tancerka, wzbudzająca zachwyt publiczności (nie tylko tej męskiej ;p). Całej setlisty niestety nie pamiętam, ale w części "the best of..." znalazły się jeszcze m.in. Wine Of Aluqah; Kali Yuga I, II, III; Via Nocturna oraz Ginnungagap. A do tego Wisdom and the Cage, podczas którego wokalista śpiewał zakuty w dyby i przepięknie wykonana akustyczna wersja Lemurii z Piotrem Wawrzeniukiem na wokalu. Cudo.






Potem kolejna przerwa techniczna i chwila odpoczynku dla zespołu i publiki, a następnie Therion powrócił na scenę, żeby zagrać całe Theli. :) Kolejno ze sceny leciały dźwięki To Mega Therion, Cults Of The Shadow, In The Desert Of Set, Nightside Of Eden, Invocation Of Naamah, przepięknie wykonane w duecie The Siren Of The Woods... Większość znów z Wawrzeniukiem na wokalu. Nie zabrakło też kompozycji instrumentalnych. I po Theli koncert powoli dobiegał końca. Na pożegnanie były jeszcze Adulruna Rediviva, Summernight City i cover Mercyful Fate. I po ponad 3 godzinach grania i świetnej zabawy trzeba było się zbierać, podziwiać Kraków nocą. Impreza była świetna, Therion jak zwykle zadbał o odpowiednio klimatyczną oprawę wizualną koncertu, tworząc wspaniałe widowisko, lepsze niż ich ostatni lutowy koncert w Warszawie, któremu przecież też nic nie brakowało. Mam nadzieję, że na 25-lecie zespołu będzie jeszcze lepiej. :D






A po koncercie znów spacer na Rynek, poszukiwanie spokojnego, pozbawionego łomoczących dźwięków w stylu "uc-uc, umpa-umpa" lokalu, gdzie można wypić piwo (mission failed), kolacja w Mc Donadsie okraszona surrealistycznymi dyskusjami na temat lecących w tle popowo-hiphopowych teledysków (na szczęście TV było mocno wyciszone), godzina w dworcowej poczekali zastępczej i o 5:55 pociąg do domu.

Z luźnych uwag:
- Kraków, to takie dziwne miasto, w którym na noc zamyka się Dworzec PKP - do 23 do 5 rano czynna jest tzw. poczekalnia zastępcza umiejscowiona w przejściu podziemnym za peronami. Poczekalnia ssie i śmierdzi. Bueee.



- podczas włóczenia się nocą po peronach można usłyszeć "Lucy in the Sky with Diamonds" Beatlesów, którym to kawałkiem paru czekających na pociąg ludzików umilało sobie czas. Czysty surrealizm. :)

- znalezienie w czwartek po północy w okolicy Rynku klubu/pubu/knajpy czynnego do rana, w którym nie gra na cały regulator muzyka "taneczna" przekracza możliwości przygodnego turysty

- Mc Donalds na Floriańskiej jest czynny do 3 nad ranem. :) I ma tak samo kiepskie żarcie jak kilka lat temu, gdy ostatni jadłam w jednym z lokali tej firmy. Miło się przekonać, że pewne rzeczy na świecie są niezmienne. :D Chociaż wybór większy i kawa nawet dawała radę.

- gdy pada śnieg Rynek dostaje własną pługopiaskarkę, która jeździ w kółko i odśnieża obrzeża tegoż, przy mnie zrobiła z pięć okrążeń

- widziałam rzeźbę głowy - świetna była. :)




A więcej zdjęć nie daję, bo wszystkie robiłam komórką i jakość jest fatalna.

Brak komentarzy: