niedziela, 30 września 2007

Windows Installer 3.0

Jakiś tydzień temu padł mi dysk twardy (przynajmniej tak to wyglądało na początku) w kompie. Potem na szczęście okazało się, że całe zamieszanie i parodniowe odcięcie od netu (aua...), które zawdzięczam pobliskiej elektrowni i kilkuminutowemu odłączeniu prądu, nie miało aż tak groźnych skutków i zamiast wymieniać HDD musiałam jedynie postawić od nowa system. I radośnie rozgrzebać przy tym kupę złomu szumnie zwaną komputerem.



Ale zanim do tego doszłam i udało mi się przywrócić komputer do stanu względnej używalności, odkopałam gdzieś w pudle ze starym sprzętem zapasowy dysk i zabrałam się za instalowanie na nim Windowsa XP Pro. Poszło sprawnie. Większość sterowników też łyknął bez problemów. Ale przy driverach do grafiki (bo jednak rozdzielczość 1024x768 pikseli i 8-bitowe kolory na monitorze 19" nie wyglądały zachęcająco) zaczęły się schody. Instalator ATI Catalyst 6.11 uraczył mnie komunikatem, że do szczęścia jest mu niezbędny Mictosoft .NET Framework 2.0 i spokojnie się wyłączył. Na szczęście miałam to gdzieś pod ręką, odpaliłam i co? Dwa kliknięcia na OK i komunikat, że w systemie brakuje elementu Windows Installer 3.0. Bosh... Problem rozwiązałam odkopując gdzieś płytkę z SP2, ale ATI ma u mnie sporego minusa, bo to zdecydowanie nie było user friendly...

sobota, 29 września 2007

D-day is coming... Slowly.

I w końcu się udało - promotor podpisał i mogłam oprawić moje "dzieło".





Co prawda tenże promotor nie przeczytał w wersji końcowej nic poza spisem treści i streszczeniem, chociaż wcześniej domagał się solidnego przemodelowania pracy (co sprowadzało się do napisania około 1/3 od nowa...), ale mniejsza już o to. Teraz pozostaje czekać na system antyplagiatowy i termin obrony.

A to chyba niestety trochę potrwa, bo gdy następnego dnia, po zdobyciu podpisu pana psora, chciałam złożyć pracę, odbiłam się od zamkniętych na głucho drzwi sekretariatu, na których wisiała kartka z napisem: Z powodu choroby pracownika sekretariat nieczynny.

I tak będzie do odwołania, a ponieważ sekretarka nie ma zastępstwa, a jest jedyną osobą, która może wprowadzić pracę w wersji elektronicznej do USOS-u, żeby ta mogła przejść przez system antyplagiatowy, więc... Trzeba czekać, aż znajdzie się jakieś zastępstwo.

I w ten sposób kolejny raz okazało się, kto rządzi na polskich uczelniach. Nie działa sekretariat - nie ma obron dla magistrantów i doktorantów, nie ma rady katedry, planu zajęć, etc... ;)