niedziela, 24 sierpnia 2008

Babylon 5

"It was the Dawn of the Third Age of Mankind, ten years after the Earth-Minbari War. The Babylon Project was a dream given form. Its goal: to prevent another war by creating a place where humans and aliens could work out their differences peacefully. It's a port of call, home away from home for diplomats, hustlers, entrepreneurs and wanderers. Humans and aliens wrapped in two million, five hundred thousand tons of spinning metal .. all alone in the night. It can be a dangerous place, but it's our last, best hope for peace. This is the story of the last of the Babylon stations. The year is 2258. The name of the place is Babylon 5."




Babylon 5: The Complete Collection + The Lost Tales




Mam na parapecie w stertach książek kolejne wielkie pudło - nowe wydanie wszystkich produkcji filmowych ze świata B5 - Babylon 5: The Complete Collection + The Lost Tales. Chociaż to i tak wydanie zmniejszone jak się dało - cieniutkie pudełka na płyty DVD, brak książeczek i wkładek z opisami, które trafiły bezpośrednio na pudełka, odchudzone boxy na poszczególne sezony... Ale zawartość taka sama jak w premierowych wydaniach - są wszystkie dodatki, galerie, komentarze audio do wybranych odcinków a w pudełku z The Lost Tales znalazły się 4 kolekcjonerskie pocztówki.

Całość solidnie zapakowana w stylowe pudełko ze zdjęciem i logo stacji - zdecydowanie polecam zakup, zwłaszcza, że cena boxa z wysyłką z Anglii do Polski oscyluje w okolicach 85 funtów. :)

wtorek, 5 sierpnia 2008

Mhhhrok czyli Castle party 2008

Do weekendu się nie wyrobiłam (nie ma jak sobota w pracy), ale dziś się udało dokończyć pisanie - poniżej obiecana recenzja z tegorocznego Castle Party. Jest długa, uprzedzam. ;>

Kolejne, już piąte dla mnie Castle Party, minęło. Było świetnie i zdecydowanie za krótko, chętnie przedłużyłabym ten festiwal o 2-3 dni. Może to znak, że w przyszłym roku trzeba zacząć do czwartkowego Warm Up Party i potem zaplanować jeszcze przedłużkę we Wrocławiu? ;)





Impreza rozpoczęła się nieprzespaną nocą spędzoną w pociągu relacji Warszawa-Jelenia Góra, w którym sama dzielnie zdobyłam CAŁY przedział startując z Dworca Wschodniego. Na Centralnym dołączyli ashka, chatI, Olga i Marysia a za nimi do pociągu wlał się dziki tłum ludzi i zrobiło się ciasno. Poza tym było głośno (nie ma jak dyskotekowe rytmy o 2-3 nad ranem kilka przedziałów dalej :p) i potwornie duszno. Ale do Wrocławia dojechaliśmy wszycy cało, aby po przetestowaniu zestawów śniadaniowych w Macu ruszyć PKS-em do Bolkowa.

Bolków



Lądowanie na miejscu po godz. 10, transport van-em na kwaterę (dzięki Ci, Radku) i przywracanie niewyspanych zwłok do życia, zakończone spacerem na Rynek i wspinaczka na zamkową wieżę. Wczesna wizyta na zamku, to był bardzo dobry pomysł, późnym popołudniem kolejka do kasy skutecznie blokowała przepływ imprezowiczów przez bramę.

W piątek bardzo miłym zaskoczeniem i zdecydowanie najciekawszym zespołem był dla mnie węgierski The Moon and the Nightspirit, chętnie obejrzałabym występy w podobnych folkowych kliamtach na kolejnych edycjach festiwalu. Z kolei Sieben bardzo szybko wygonił mnie spod sceny i zachęcił do zwiedzania kramików z płytami. Potem dzielnie przebiłam się w okolice sceny, żeby obejrzeć pokaz BDSM. Ten niestety bardzo rozczarował, zarówno choreografią, a raczej udającą ją drętwą wędrówką uczestników po scenie jak i oprawą muzyczno-wizualną. Całość zrobiona bez pomysłu i nie żałuję, że nie zostałam do końca.

Sobotni dzień rozpoczął się dla mnie od koncertu Colony 5, kapeli, którą po próbkach znanych z płyt chciałam usłyszeć na żywo i która wypadłaby pewnie o wiele lepiej, gdyby panowie sami nie położyli nagłosnienia swojego koncertu. Ale słuchać się tego mimo wszystko dało, choć jakość dźwięku nie powalała. Następne na scenie 1984 zagrało solidny, dobry koncert i chociaż to nie jest muzyka w moich klimatach, słuchałam ich z przyjemnością.

A potem na deskach pojawiło się trio z Cinema Strange i świat został przewrócony do góry nogami. Dla mnie występ Lucasa Lanthiera i spółki to jeden z najlepszych koncertów tegorocznego CP - świetny od pierwszego do ostatniego dźwięku, pełen ekspresji, zagrany z jajem - po prostu cud, miód i orzeszki. Jedne czego tu brakowało, to dobrej oprawy świetlnej, której nie zapewniało pełne i przypiekające słońce. Cinema zdecydowanie lepiej wypadłaby w godzinach wieczornych, a najlepiej w klubie, przy lampach i w kłebach dymu. Ale i tak swoim zaangażowaniem w występ i energią zmietli zdecydowaną większość grających w tym roku zespołów.

Cinema Strange




Występującego po nich 32CRASH odpuściłam, żeby nabrać sił na najbardziej wyczekiwany koncert tego dnia - XIII. Století. Jedna z kapel, które polubiłam od pierwszego usłyszanego lata temu kawałka i zawsze chciałam zobaczyć na żywo, i dla których przyjechałam w tym roku do Bolkowa. Czesi nie zawiedli, zagrali świetny, złożony z najbardziej znanych utworów, koncert, chóralnie odśpiewali z całą prawie publicznością "Elizabeth", "Fatherland", "Nosferatu Is Dead"... Szkoda tylko, że nie mogli spędzić na scenie więcej czasu i zagrać wieczorem, zamiast takiego In Strict Confidence.

XIII. Století




Po XIII. Století na scenie pojawił się Garden of Delight. Weterani gotyckiego rocka zagrali dobrze, ale nie porywająco, ich występ wydał mi się zbyt monotonny i nie dotrwałam do końca. Jedno z małych rozczarowań tegorocznego CP, po tym co słyszałam na płytach, spodziewałam się po G.O.D. więcej. Ale w porównaniu z następną kapelą, którą było In Strict Confidence i tak nie było źle. Pełen playback i to nie najlepiej nagłośniony, występ zupełnie bez zaangażowania... Jedyne co im się udało, to kilka wizualizacji wyświetlanych na ekranie podczas koncertu. Najgorszy koncert soboty, zajmuje też trzecie miejsce pod tym względem w całym festiwalu.

Garden of Delight


In Strict Confidence


Zniesmaczona tym, co zaprezentowali Niemcy poszłam ochłonąć i opuściłam niestety sporą część koncertu Anne Clark, czego żałuję. Ten kawałek, który widziałam i słyszałam wypadł świetnie i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja nadrobić tą nieobecność. A po występie Anny zapanowała cisza przerywana serwowanymi z głośników kawałkami Pink Floyd i Nightwish, a na scenie zaczęli się rozstawiać Die Krupps. I rozstawiali się okrutnie długo, chwilami miałam wrażenie, że nie doczekam momentu, w którym zaczną grać, najwyraźniej gwiazdorskie przyzwyczajenia wzięły górę, niech publika czeka... Die Krupps to kolejny zespół, który chciałam zobaczyć i którego marka przyciągnęła mnie w tym roku do Bolkowa. Zawiedziona nie jestem, ale zachwycona też nie. Koncert zagrali dobry, ale nie porywający. Jako kolejni tego dnia skopali nagłośnienie i to zdecydowanie nie pomagało w dobrej zabawie przy dudniących ze sceny dźwiękach. Zaprezentowali swoje "the best of..." bardzo przypominające zestaw kawałków z dwupłytowego wydawnictwa "Too Much History". Widziałam, słyszałam, nie żałuję, ale do powtórki nie zachęcili.

Anne Clark


Die Krupps


I w końcu nadszedł ostatni dzień festiwalu - niedziela. Ta została w pierwszym rzędzie przeznaczona na odsypianie zaległości, zwiedzanie zamku w Świnach i starej fabryki w Bolkowie, a dopiero później na koncerty. W związku z tym na zamku zjawiłam się dopiero, gdy kończył swój występ [:SITD:]. Ominął mnie Reaper, którego trochę żałuję, bo z ich zeszłorocznego koncertu w Progresji mam bardzo dobre wspomnienia, ale cóż... Świny były ciekawsze. ;)

zamek w Świnach




stara fabryka w Bolkowie






[:SITD:] usłyszałam może ze dwa kawałki, więc poza tym, że nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia nic nie mogę napisać. :D Closterkeller, który pojawił się na zamku jako następny też nie sprawił, że zostałam pod sceną na dłużej. Wypadli całkiem nieźle, przynajmniej w tych fragmentach, które słyszałam, ale zarówno formuła koncertu "po jednym utworze z każdej płyty" jak i moje raczej neutralne podejście do tej kapeli nie zachęciły do wysłuchania całości.

Closterkeller


Jeszcze gorzej wypadły dla mnie dwa kolejne występy Pati Yang i The Crüxshadows. Zdecydowanie dwa najgorsze koncerty na tegorocznej imprezie. Długo nie mogłam się zdecydować, kto wypadł bardziej beznadziejnie, ale po tygodniu od zakończenia CP wybieram jednak Pati - muzycznie nędznie, zupełnie nie w klimatach, które kojarzę z Bolkowem i które lubię, scenicznie też słabiutko. Ogólnie porażka, ustawienie jej jako jednej z gwiazd wieczoru w tak dobrym czasie uważam za totalnie nieporozumienie. The Crüxshadows, których krótki, przerwany burzą występ na CP w 2005 wspominałam bardzo miło, zawiedli mnie tym razem na całej linii - grali okropnie monotonnie, wszystkie kawałki na jedno kopyto, nuda muzyczna wylewała się ze sceny z każdym dźwiękiem. Zapewne można się przy tym dobrze bawić i poskakać, ale do mnie muzyka Cruxów najwyraźniej zupełnie przestała docierać. Na szczęście oglądało się ich koncert z przyjemnością, bo pod względem tego, co działo się na scenie wypadają akurat całkiem dobrze. Ale gdyby nie perspektywa zobaczenia znów na scenie Deine Lakaien, to niedzielne występy mogłabym sobie odpuścić już w połowie koncerty Closterkellera, bo potem było tylko źle.

The Crüxshadows


Na szczęście wieczór kończył się drugim w Bolkowie występem Deine Lakaien, na który czekałam jeszcze bardziej, niż na ten z 2004 roku. Wtedy zagrali genialnie, ale akustycznie, a ja chciałam ich zobaczyć i usłyszeć w pełnym składzie. I tym razem miałam taką okazję. Występ Deine, to dla mnie ukoronowanie bolkowskiej imprezy, najlepszy koncert całego festiwalu, zagrany cudownie od pierwszej do ostatniej nuty, przewyższający grę reszty kapel co najmniej o klasę zarówno poziomem muzycznym jak i scenicznym. Jedynie Cinema Strange wytrzymuje konkurencję z DL, ale to jednak zupełnie inny rodzaj muzyki i prezentacji. Reszta może się tylko uczyć i kibicować. Usłyszałam niemal wszystkie ulubione utwory, stojąc pod sceną jak zaczarowana. I chcę jeszcze raz i więcej. :D

Deine Lakaien





A po Deine Lakaien zostały już tylko dobre wspomnienia, krótka nieprzespana noc, poranny sprint po bułki do spożywczego na rynku (bułek nie było, biszkopty jeszcze mam w domu, mają ponadnormatywną zawartość cukru ;>), zaginiony na podbolkowskich drogach PKS o 6:40, który NIE przyjechał, przespana droga do Wrocławia w busie spoza rozkładu i potwornie długo jadący expres do domu. Jedynie 7 godzin w pociągu i zderzenie z rzeczywistością na Dworcu Centralnym, na którym było za dużo ludzi, za głośno i nie był w Bolkowie, co w chwili powrotu stanowiło jego największą wadę.

Ale nic to, za rok będzie znowu CP. A na razie są zdjęcia. Na flickrze. Dużo.