skip to main |
skip to sidebar
Jakiś tydzień temu padł mi dysk twardy (przynajmniej tak to wyglądało na początku) w kompie. Potem na szczęście okazało się, że całe zamieszanie i parodniowe odcięcie od netu (aua...), które zawdzięczam pobliskiej elektrowni i kilkuminutowemu odłączeniu prądu, nie miało aż tak groźnych skutków i zamiast wymieniać HDD musiałam jedynie postawić od nowa system. I radośnie rozgrzebać przy tym kupę złomu szumnie zwaną komputerem.
Ale zanim do tego doszłam i udało mi się przywrócić komputer do stanu względnej używalności, odkopałam gdzieś w pudle ze starym sprzętem zapasowy dysk i zabrałam się za instalowanie na nim Windowsa XP Pro. Poszło sprawnie. Większość sterowników też łyknął bez problemów. Ale przy driverach do grafiki (bo jednak rozdzielczość 1024x768 pikseli i 8-bitowe kolory na monitorze 19" nie wyglądały zachęcająco) zaczęły się schody. Instalator ATI Catalyst 6.11 uraczył mnie komunikatem, że do szczęścia jest mu niezbędny Mictosoft .NET Framework 2.0 i spokojnie się wyłączył. Na szczęście miałam to gdzieś pod ręką, odpaliłam i co? Dwa kliknięcia na OK i komunikat, że w systemie brakuje elementu Windows Installer 3.0. Bosh... Problem rozwiązałam odkopując gdzieś płytkę z SP2, ale ATI ma u mnie sporego minusa, bo to zdecydowanie nie było user friendly...
I w końcu się udało - promotor podpisał i mogłam oprawić moje "dzieło".
Co prawda tenże promotor nie przeczytał w wersji końcowej nic poza spisem treści i streszczeniem, chociaż wcześniej domagał się solidnego przemodelowania pracy (co sprowadzało się do napisania około 1/3 od nowa...), ale mniejsza już o to. Teraz pozostaje czekać na system antyplagiatowy i termin obrony.A to chyba niestety trochę potrwa, bo gdy następnego dnia, po zdobyciu podpisu pana psora, chciałam złożyć pracę, odbiłam się od zamkniętych na głucho drzwi sekretariatu, na których wisiała kartka z napisem: Z powodu choroby pracownika sekretariat nieczynny.
I tak będzie do odwołania, a ponieważ sekretarka nie ma zastępstwa, a jest jedyną osobą, która może wprowadzić pracę w wersji elektronicznej do USOS-u, żeby ta mogła przejść przez system antyplagiatowy, więc... Trzeba czekać, aż znajdzie się jakieś zastępstwo.
I w ten sposób kolejny raz okazało się, kto rządzi na polskich uczelniach. Nie działa sekretariat - nie ma obron dla magistrantów i doktorantów, nie ma rady katedry, planu zajęć, etc... ;)